Jarosław Makieła Drukuj

 

Mijają właśnie dwa lata od kiedy weszliśmy w posiadanie naszej wymarzonej działki. Początki tej przygody wymagały jednak sporego zawzięcia i niemało ciężkiej pracy.


 
Krzaki, niekoszona od lat trawa, zawalone ogrodzenie i rozpadająca się altanka. Taki widok czekał na nas gdy pierwszy raz znaleźliśmy się na terenie naszego przyszłego ogródka. "Jest idealny" - powiedziałem wtedy, choć do ideału było mu bardzo daleko. Nawet sąsiad rzucający w naszym kierunku dobrym słowem: "Ja bym jej nie brał. Straszna ruina" nie odstraszył nas od tej decyzji. Nie posłuchałem też rady teścia, którego wskazówki rzadko ignoruję: "Zalej herbicydem, wróć za rok" - zasugerował, gdy pierwszy raz zobaczył naszą wymarzoną działkę. Metamorfoza tego miejsca ruszyła od chwili gdy dumnie odebrałem legitymację działkowca. Koszenie, wycięcie starych, spróchniałych drzew owocowych, na których liściach można było obejrzeć pełną gamę chorób i szkodników, malowanie altany, oraz pierwsza odkopana rabata. W tym gąszczu ocalały jedynie liliowce i tojeść kropkowana. Może i mało wytworne były to rośliny, ale dla nas wtedy najcenniejsze, bo jedyne. Dziś ogród w niczym nie przypomina nieużytku sprzed dwóch lat. Cieszymy się każdą nową rośliną, snujemy plany na kolejny sezon. Na celowniku róże, których uprawy dotychczas baliśmy się, uważając, że nie jesteśmy na nie jeszcze gotowi, oraz warzywnik, który chcemy założyć wiosną. Nie mamy żadnego doświadczenia w tej dziedzinie, ale mamy za to najlepszych sąsiadów - działkowców na ziemi i zawsze możemy liczyć na ich wskazówki, a także nierzadko podarunki. "Chcecie trochę pomidorów" - zapytał dziś sąsiad z działki obok. Pewnie, że chcemy!

Galeria (kliknij na zdjęciu aby obejrzeć):